Rozdział 5 - ' Szach i mat '
Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu, nie wiedziałam gdzie jestem. Strasznie bolała mnie głowa, natychmiast dłonią musnęłam ranne miejsce. Poczułam bandaż. W jednej chwili przypomniałam sobie całe zdarzenie, wypadek. Natychmiast się podniosłam z łóżka i zakręciło mi się w głowie, gdyby nie półka nade mną, upadłabym. Okna były zakneblowane, zapaliłam światło, które mnie oślepiło i już po paru sekundach przyzwyczaiłam się do jasności. Podeszłam do drzwi, które były zamknięte i zaczęłam nimi szarpać. Uderzyłam w nie dłońmi z zrezygnowaniem, gdzie ja byłam? Oparłam się plecami o ścianę i zsunęłam się leniwie na ziemię. Chciałam stamtąd uciec, jak najdalej. Byłam policjantką i czułam się jak więzień. To nie taka była moja rola. Powinnam zamykać takich opryszków jak ten brunet. A tu dałam się złapać. Nie mogłam tak bezczynnie siedzieć, ale co ja miałam zrobić? Nie widziałam żadnego punktu zaczepienia, bym mogła uciec. Usłyszałam czyjeś kroki, wstałam i się cofnęłam. Ktoś przekręcił zamek i przez chwilę ociągał się z wejściem. W końcu ujrzałam jego twarz. Rzuciłam się na niego z pięściami.
- Wypuść mnie! - krzyknęłam. Chwycił mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie. Wpatrywałam się w jego czekoladowe oczy, który przyprawiały mnie o ciarki. Były przepełnione złem, nienawiścią i żalem. Jak taki mężczyzna mógł być takim potworem?
- Po cholerę się pakowałaś w ten zaułek? - warknął. Czułam na twarzy jego oddech, który przyjemnie muskał moją skórę. Mimo wszystko, bałam się - nie musiałabyś teraz tu siedzieć, nie sądzisz?
- Jestem policjantką. Obiecałam, że będę pomagać niewinnym osobą i zamykać takich bandytów jak ty - parsknęłam. On ścisnął usta w złości, ledwo nad sobą panował. Kim on był? - po co mi wtedy ratowałeś życie? - zapytałam przechylając głowę w bok. On tylko westchnął i mnie puścił. Oparł się o ścianę, krzyżując jednocześnie ręce.
- Bo uznałem to za słuszne. Nie toleruje gwałcicieli, sam taki nie jestem - mruknął, spoglądając na mnie spode łba.
- Ale mordujesz ludzi. Zabijasz ich, odbierasz im życie. Kim Ty jesteś? - podeszłam do niego wolnym i niepewnym krokiem, odważnie wpatrując się w jego oczy. Musiałam być silna, nie dawać mu tej satysfakcji. Nie byłam słaba, nie ja.
- Bo na to zasłużyli - ominął moje pytanie, jakbym w ogóle go nie zadała.
- O tym czy na coś zasłużyli nie decydujesz ty, ale sąd.
- Mówisz tak, bo cię tego nauczono. Tak cię wychowano i z taką wiedzą żyjesz. Sąd nie ma żadnej władzy, sądzisz że może coś zdziałać? Da parę latek do więzienia. Prawda jest taka, że te pudła jeszcze bardziej niszczą ludzi. I w dodatku, ty masz w tym udział - nie wiedziałam co powiedzieć. Ten mężczyzna właśnie kwestionował mój zawód, to co ja uważałam za dobre i koniecznie. Sugerował, że to ja jestem ta zła.Przecież to nie była prawda, nie była. Jednak nie czułam do niego nienawiści, a powinnam. Uwięził mnie, chciał zabić.
- Chciałeś zabić mnie - zauważyłam, przełykając głośno ślinę. Cała się trzęsłam, nie panowałam nad swoim ciałem. Nie wiedziałam czemu chwyciłam jego dłoń, i czemu on jej nie puścił, ale pieścił palcami. Dlaczego nie czułam do niego odrazy?
- Jak widzisz, żyjesz - uniósł lekko brew do góry i wytarł łzę, która bez mojej wiedzy się wydostała. Spojrzałam na małą lampkę nocną i w głowie zrodził mi się plan.
- Mogłam umrzeć. Przez Ciebie - udałam spanikowaną i się w niego wtuliłam cały ciałem. Było mi dobre w jego objęciach, poczułam jego podbródek na mojej głowie. Niestety musiałam uciekać. Tak więc dyskretnie i powoli chwyciłam lampkę i z całej siły rozbiłam ją na jego głowie.Upadł bezwładnie, a ja zaczęłam uciekać. Nie miałam przy sobie telefonu, nie miałam jak się skontaktować.
- Zayn! - usłyszałam czyjś krzyk, którego nie znałam. Był to kobiecy głos, a ja nabrałam powietrza do płuc. Ona szła do góry, a ja poznał imię tego mężczyzny. Schowałam się w jakimś innym pokoju, czekając aż ta przejdzie. Nie wiedziałam, gdzie iść. Dlatego otwarte okno wywołało uśmiech na mojej twarzy. Zwinnie przez nie przeskoczyłam. Na całe szczęście nie było tak wysoko, jak się zdawało, więc nie naraziłam się na żadne skręcenie kostki czy złamanie. Lata praktyki. Znajdowałam się w jakimś ogrodzie, który był większy niż cały komisariat. Biegłam przed siebie, do płotu. Z każdym krokiem miałam większą nadzieję i pewność, że mi się uda. Przynajmniej do póki nie słychać groźne szczekanie psów. Wydałam z siebie parę wulgaryzmów i przyśpieszyłam bieg. Zayn pewnie już oznajmił, że wydostałam się z pokoju. Szukają mnie, a te zwierzęta nie ułatwiały mi zadania. Od płotu dzieliły mnie zaledwie parę metrów. Wspięłam się i westchnęłam z ulgą. Psy próbowały wskoczyć, ale na nic im to było. Poczułam się bezpieczna, przynajmniej w jakimś stopniu. Skoczyłam na drugą stronę i znowu rozpoczęłam ucieczkę. Byłam w lesie, słyszałam przejeżdżające samochody, jeszcze trochę! Z oczu poleciały mi łzy radości, byłam tak blisko, tak blisko!
Czar prysł.
Moim oczom ukazał się brunet, który z pozoru beztrosko opierał się o drzewo. Czekał tu na mnie, był zły, zdenerwowany, a nawet wkurwiony. Jego twarz była cała we krwi, nieźle oberwał. Moje serce na krótki moment zamarło i pobiegłam w inną stronę. Nabierałam powietrze i wydychałam, miałam zaciśnięte pięści. Nie mogłam po raz kolejny dać się złapać! Nie mogłam! Usłyszałam charakterystyczny dźwięk odpalonego pistoletu, cholera. Czym się miałam bronić? Biegłam co sił w nogach, nie patrzyłam gdzie. I wtedy wpadłam w jakiegoś blondyna.
- Niech mi pan pomoże, proszę! - pisnęłam przestraszona. Uśmiechał się głupio. Cofnęłam się, zrozumiałam, że był po jego stronie. Nie był sam. Kiedy znowu chciałam rozpocząć sprint, tym razem poczułam jego ciało. Zayn.
- Proszę, wypuść mnie - poprosiłam, zaciskając z całej siły dłońmi jego bluzkę - nic ci nie zrobiłam, daj mi odejść...
- Oh, Angela - pokiwał z znużeniem głową - nie chciałem ci zrobić krzywdy, ale sama się o to prosisz - i w tym momencie wbił mnie strzykawkę brzuch. Rozszerzyłam oczy przestraszona, miałam umrzeć. Chciał mojej śmierci, chciał mojej śmierci! To był mój koniec, miałam dołączyć do ojca.
- Zayn, proszę - straciłam czucie nad ciałem, nie mogła stać więc bezwładnie osunęłam się w jego ramiona. Trzymałam jego dłoń, moje powieki same opadały. Starałam się nie usnąć, nie mogłam.
- Niall, idź zrób coś do jedzenia. Poradzę sobie.
- Tak jest - usłyszałam ich krótką wymianę zdań. Tak miałam skończyć?
- Zayn... - wyszeptałam jego imię mimowolnie - ścisnął dłoń mocniej i ucałował w czoło. Musnęłam jego zakrwawiony policzek ostatnimi siłami. Już nic nie czułam, zamknęły mi się oczy. Odpływałam, miałam zaraz odejść.
- Szach i mat - to było ostatnie co usłyszałam, ponieważ później, dałam się pochłonąć ciemności.

Jest kolejny rozdział. :)
6 kom --> Next rozdział
Czekam na nastepny rodzial ♥
OdpowiedzUsuńDalejj..pleass to jest zajebiste.. ^^:*:* *-*
OdpowiedzUsuńProsze nextt ^^
OdpowiedzUsuńNext please ;p
OdpowiedzUsuńJestes boskaaaaaa :*
OdpowiedzUsuńJeaa jestem 6 komemtarzem!!! Co to znaczy?? 6 rozdzial ludziska ;* Kocham Slawka tak na marginesie ;D
OdpowiedzUsuńJeaa jestem 6 komemtarzem!!! Co to znaczy?? 6 rozdzial ludziska ;* Kocham Slawka tak na marginesie ;D
OdpowiedzUsuńjezuuu to jest boskie*.* czekam na nexta pisz szybko!!
OdpowiedzUsuńJakie to super *o* jak by blog miał 100 lub więcej postów to bym nie wychodziła z tego bloga nigdy :) Bardzo Cudowne :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na bloga do mnie: http://world-things-love.blogspot.com/ Uwaga! może cie zszokować XD Miłego Dnia < 3333
next plis bo to boskie jest
OdpowiedzUsuńoooooooooooooooooood teraz jestem stałą czytelniczką *.* extra !
OdpowiedzUsuńi obserwuję ;)
OdpowiedzUsuńwspaniałe opowiadanie :) pisz dalej, czekam z niecierpliwością :)
OdpowiedzUsuńWitaj :)
OdpowiedzUsuńJeżeli szukasz zwiastuna na swojego bloga to zapraszam serdecznie tutaj :
dolina-zwiastunow.blogspot.com
Pozdrawiam ^^