- Stój, policja! - krzyczałam za Thomasem Millerem, który oskarżony był o morderstwo. Stał przy straganie z owocami, wybierając sobie jabłko. Odwrócił się, by ujrzeć moją odznakę i zaczął uciekać. Pokręciłam znużona głową i zaczęłam go gonić. Zaczął przewracać za sobą skrzynie z żywnością, a je zwinnie omijałam. Na jednym z warzyw się poślizgnęłam, ale szybko złapałam równowagę, by nie stracić podejrzanego z oczu. Przepychał się, nie przejmując się ludźmi. Jedna staruszka nawet na mnie wpadła, najszybciej jak potrafiłam, pomogłam jej wstać i wróciłam do pościgu. Wyciągnęłam broń i uniosłam ją do góry.
- Stój, bo strzelam! - ostrzegałam, depcząc mu po piętach. On nie dawał jednak za wygraną, próbował uciec jak najdalej ode mnie. Przyśpieszyłam bieg. Kiedy miałam go już złapać, on stanął i zaczął celować do mnie z scyzoryka. Ja miałam uniesioną broń do góry, miałam przewagę. To był zły ruch, bardzo zły.
- Ja mam pistolet. Jak sądzisz, kto wygra? - zapytałam, przechylając głową w bok. Na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmiech, a następnie zaczął się śmiać. Jego śmiech był odrażający, jak z jakiegoś filmu, gdzie złym charakterem był psychopatyczny morderca. I z podobnym miałam właśnie do czynienia. Usłyszałam szmery, które dochodziły z krzaków. Ujrzałam czterech mężczyzn. Dwóch miało karabiny, reszta kosy. Przełknęłam ślinę, uniosłam dumnie podbródek - stójcie, bo zacznę strzelać! - krzyknęłam, oddając jeden strzał do góry. Dlaczego nie wzięłam dzisiaj Olivii? Na ich twarzach malowała się niezwykła pewność siebie.Mieli w garści policjantkę, zaraz ją zabiją. Zrobiłam krok do tyłu, nawet nad tym nie panowałam. Byłam jednak skupiona, nie dawałam się im przestraszyć.
- I co? Wtedy my zaczniemy strzelać do Ciebie - podszedł do mnie mocno starszy mężczyzna. Zacisnęłam usta, nie mogłam dać się im kontrolować. Musiałam być silna, twarda i opanowana. Musiałam złapać Thomasa Millera.
- Jestem policjantką. Jeśli coś mi zrobicie, moi towarzysze was złapią i wsadzą do pierdla na resztę życia. A na pewno postarają się na bardzo miłe towarzystwo - zagroziłam, biorąc głęboki wdech i wydech. Mogłam w każdej chwili zginąć, ale musiałam walczyć. Starać sie przetrwać i nie dawać sobą manipulować.
- Masz pazurki, podobasz mi się - rzekł i jednym ruchem ściągnął mi gumkę z włosów, a te następnie opadły bezwładnie na moje plecy. Nie spodobało mi się to, przyprawiło o mdłości. Nawet nie wiedziałam, kiedy chwycił mój pistolet i go wyrwał - oddaj to, bo zrobisz komuś krzywdę - wyśmiał mnie, a ja rozszerzyłam usta z zdziwienia. Postanowiłam się bronić i kopnęłam go w krocze. Chwycił się za swojego członka i upadł na kolana, a ja znowu trzymałam w dłoni swoją broń. Ominęłam strzał wysokiego bruneta, by oddać pięknym za nadobne, tyle że celnie. Ręką obroniłam się przed dźgnięciem Millera, by z całej siły uderzyć go z pięści w tchawice. Upadł na ziemie i stracił przytomność. Strzeliłam drugiemu z karabinem w nogę, ale ten starszy chwycił mnie od tyłu, a ja za późno zareagowałam. Zablokował mnie i rzucił moją broń za siebie. Poczułam na uchu jego oddech.
- Zła dziewczynka - warknął. Jego dłoń wylądowała na moich pośladkach. Próbowałam się wyswobodzić, ale na marne.
I nagle usłyszałam strzały.
Myślałam, że były skierowane do mnie, przez jednego z mężczyzn. Ale myliłam się, bo oprawcy upadli, a na ich twarzach widać było zaskoczenie. Odwróciłam głowę i ujrzałam wysokiego bruneta, który stał w oddali i chował broń pod skórzaną kurtkę. Nie widziałam go dokładnie, zrobiłam parę kroków w jego stronę, podnosząc przy okazji pistolet, trzymając go w ręku na wszelki wypadek.
- Kim jesteś? - zapytałam. Już po chwili stałam przy nim i podziwiałam jego czekoladowe tęczówki. Z jego twarzy nie mogłam nic wyczytać, kompletna pustka.
- Póki co, twoim wybawcą - odpowiedział, chowając dłonie do kieszeni spodni. Odwrócił się i zrobił parę kroków, chciał odejść.
- Hej! - odwrócił się natychmiast, czekając na moje słowa.
- Nie potrzebuje podziękowań. Mam po prostu dzień dobroci dla szczeniaków - przewrócił oczami.
- Uważaj, nie wiesz z kim rozmawiasz. Jestem policjantką - wyprostowałam się dumnie, a on się zaśmiał.
- Pomogłem ci, a teraz mi grozisz? - uniósł brwi do góry, a mnie mężczyzna zaczął irytować - poza tym. Gdybym o tym nie wiedział, nie nazwałbym cię szczeniakiem - odparł, by ruszyć w swoją stronę. Normalnie mogłabym wlepić mu mandat, ale powstrzymałam się. Mruknęłam coś pod nosem i wezwałam pomoc, a dokładniej ludzi, którzy mieli posprzątać. Usiadłam na jakiejś skale i czekałam. Czułam się dziwnie zmęczona.
- Tato, gdzie jesteś? - zapytałam, pozwalając wypłynąć pojedynczej łzie.
Usłyszeć można było dźwięk syreny. Wstałam i się wyprostowałam, czekając aż pierwszy radiowóz wjedzie na trawnik. Z samochodu wysiadła Olivia i widok leżących mężczyzn ją zdziwił.
- Zrobiłaś to sama? - rozglądała się dookoła, nie mogąc w to uwierzyć.
- Nie. Ktoś mi pomógł.
- Kto?
- Tego nie wiem.

DAM DAM DAM! I co sądzicie o tym rozdziale?
5 KOM --> NEXT ROZDZIAŁ
Wasza Lux
suuuuuuuuuper rozdział czekam na następny ^^
OdpowiedzUsuńczekam na next :P
OdpowiedzUsuńSuper <3 czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńnext <3
OdpowiedzUsuńJa cie!!!! Dawaj Next wspaniałe masz już kolejna czytelniczkę skarbie xx
OdpowiedzUsuń